Piotr Tkacz o współczesnej muzyce eksperymentalnej – początek nowego cyklu

Obecnie coraz więcej i coraz szybciej dzieje się w muzyce. Wychodzi zbyt wiele płyt, by można było słuchać ich na bieżąco, gatunki ewoluują zbyt szybko, by można je było jednoznacznie nazwać i sklasyfikować. Albo przynajmniej takie odnosimy wrażenie ze względu na ułatwiony dostęp do informacji i ich ilość.
Oczywiście potrzeba nadążania za rozwijającą się muzyką nie jest niczym złym. Jednak w takim gonieniu za nowością można zgubić zdolność szerszego oglądu, postrzegania rzeczy w kontekście, jako elementów dłuższych ciągów zdarzeń.
Zwłaszcza, jak wydaje mi się, może to dotyczyć, powiedzmy, „historii najnowszej” muzyki. Tego, co wydarzyło się całkiem niedawno, na tyle, że nie zostało nam podane w formie skanonizowanej, utrwalonej przez lata. Począwszy od następnego wpisu, blog ten będzie służył przypominaniu o płytach zapomnianych, przeoczonych, nieobecnych, jak również przysłuchiwaniu się płytom całkiem znanym z nowej perspektywy. Nie chodzi o układanie nowego kanonu. Nie mam zamiaru narzucać wielkich narracji, raczej podsuwać małe opowieści, które komuś mogą otworzyć uszy.
Nie do końca przemawia do mnie idea łączenia muzycznych światów na siłę, z całym szacunkiem dla takich utworów, jak ten:
Dlatego pisać będę o osobnych płytach, często zupełnie różnych. Czasami na poważnie, czasami zupełnie nie na serio. Skojarzenia nasuną się same.
Każdy wpis będzie podzielony na trzy części: pierwsza będzie przedstawiać jeden album, druga będzie spojrzeniem wstecz - na poprzednie dokonania wykonawcy, dzieje jego wydawcy albo jego stosunek do obowiązującej stylistyki, trzecia część, analogicznie, będzie dotyczyła czasów po wydaniu albumu, jego wpływu, reakcji jakie wywołał.
Piotr Tkacz